Johnny and the Bomb to była dziwna książka. Może dlatego, że przeczytałam ją chyba jako pierwszą z trylogii (a może jako drugą; w każdym razie
Johnny and the Dead nigdy nawet nie zaczęłam). Ale, jak to zwykle bywa, powieść fajnie napisana, akurat dla młodzieży (ja, dwunastoletnie dziewczę, prawda). No i podróże w czasie - to był pierwszy raz gdy zrozumiałam, że nic nigdy nie będzie mnie tak bardzo jarać w fantastyce naukowej jak pętle i paradoksy czasowe.
Dlatego między innymi wiele lat później
Night Watch miała mnie od początku w garści, zanim jeszcze pojęłam, o czym tak naprawdę jest ta książka. Podróże w czasie! Spotkanie swojego młodszego ja! Historyczne wydarzenia! Młody Colon! Jeszcze młodszy Nobby! Ale to przecież to był tylko wstęp.
Tak naprawdę to była bardzo mądrze opisana opowieść o rewolucji. I ludziach którzy ją tworzą. I tym, o co walczy Sam Vimes.
Ale to już inni zrecenzowali i skomentowali lepiej ode mnie.
I teraz będzie trzeba zdobyć kopię i przeczytać raz jeszcze, tym razem w oryginale. To nie tylko najlepsza część Świata Dysku, ale i jedna z lepszych książek w ogóle. Będę tęsknić za Strażą i czarownicami, i magami, i Moistem von Lipvig, i krasnoludami i trollami.
_________________________
Autor:
Nólanis
Kiedy: 2015-03-12, czwartek
Tagi:
fail,
fandom